Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 16:19

Kontrolka

24 kwietnia 2006 roku

Właśnie wróciłam z kontrolnej wizyty u moich kochanych onkologów. Jest czysto. Dr Marta obmacała wszelkie węzły chłonne, posłuchała uważnie płucek i oskrzeli, popodziwiała mojego nowego cycucha, zmieniła „Tamosyf” na Nolvadex D i kazała przyjść za trzy miesiące. Choć… i elementy grozy z satyrą przemieszanej nastąpiły. Jak zawsze ze mną. Muszę coś zmalować, bo bym chyba chora była.

Kiedy dr Marta badała stan moich węzłów chłonnych na brzuchu i w okolicach pachwinowych, dość mocno naciskając… wrzasnęłam jak poparzona. Moją doktor poważnie zamurowało, aż ode mnie odskoczyła, ciężko usiadła na krześle, a w oczach miała wielkie pytanie: co jest?! Znak zapytania w oczętach mojej kochanej onkolożki rósł tym bardziej, że histeryczny śmiech mnie natychmiast dopadł. Pielęgniarka zastygła nad papierami jako kamienny posąg. Tak, więc już dwie pary przerażonych oczu wpatrywały się we mnie intensywnie. Podniosłam się z leżanki sposobem przeturlania na bok, łapnięcia na powłoki brzusznie a następnie z jękiem przybrałam pozycję siedzącą.

- No dobra, powiem, ale pod warunkiem, że się Pani ze mnie śmiać nie  będzie.

Mowy nie odzyskały, dużymi oczętami wpatrywały się we mnie intensywnie, ale teraz już przerażenie zaczęło powolutku ustępować miejsca rozbawieniu, wietrzyły „numer”, no w końcu trochę mnie już znają. Nie trzymając ich dłużej w napięciu, wyjaśniłam pokrótce:

- Uznałam, że rozmiary mojego odwłoka i brzuszyska osiągnęły wymiar monstrualny, żyć się z czymś takim nie da, więc zaparłam się jako ten muł, że nadmiar tłuszczu trzeba zlikwidować. Jako, że nigdy do cierpliwych nie należałam, zaordynowałam sobie na dzień dobry taką serię ćwiczeń na mięśnie brzucha, że… od dwóch dni łazić nie mogę, bo mam… totalne zakwasy!

Reakcja obu pań chyba nie pozostawia złudzeń. Obie popłakały się ze śmiechu. No co?! Wesoły ze mnie człowiek – gdzie nie pójdę, tam mnie wyśmieją…

Wzięłam dziś do mojego ordynatora moją Czesię, której po naświetlaniu całej głowy w lutym (przerzuty do mózgu) w Jej szpitalu nie robią żadnych badań. No, nic nie robią. Zatrudniłam się jako Jej „adwokat”. No cóż, jak chodzi o życie mojej koleżanki, to u mnie nie ma przeproś. Najpierw wlazłam sama do ordynatora, opowiedziałam mu w telegraficznym skrócie historię choroby Czesi,  potem do gabinetu Ona wlazła z mężem, potem wyleźli na chwilę (dr dzwonił do Jej lekarki prowadzącej - okazuje się - starzy kumple, właśnie byli razem na jakimś zagranicznym sympozjum onkologicznym), potem ich znów poprosił i zakomunikował, że postanowili oboje, że dostanie chemię, że Czesia będzie leczona dalej. Strasznie się ucieszyłyśmy! Choć Czesia na smutno, bo przyjemności po poprzedniej chemioterapii jeszcze ma „barwne” w pamięci. Lekarz prowadząca Czesię to radiolog, z chemioterapeutami w tamtym szpitalu dogadać się nie idzie, pilnują interesu NFZ jakby własnej kieszeni pilnowali.

Tylko czy ta Czesi lekarka nie mogła Jej wcześniej powiedzieć; idź do Koralewskiego, on jest dobry doktor i kasę na chemię spod ziemi wytrzaśnie?!  Przecież, jak się okazuje, znają się dobrze. Ech życie…


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady