Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 16:48

Orzecznik, Montiniac i terminy rekonstrukcyjne

8 maja 2006 roku

O matko, ale się wściekłam! Kurde, ale się wkurzyłam! A taki milutki ten orzecznik był! Szuja jedna! Diabli wzięli kartę parkingową! Ale powolutku, od początku.

Od roku miałam orzeczony przez Powiatową Komisję do spraw Orzekania o Niepełnosprawności umiarkowany stopień niepełnosprawności oraz prawo do parkowania samochodu na tzw. „kopertach” dla osób niepełnosprawnych. Wobec totalnej niesprawności lewej ręki, takie rozwiązanie było dla mnie bardzo korzystne, bo dźwigać np. zakupów z marketu nie mogę. Jednakże orzeczenie było tylko na rok. Zdziwiona byłam ogromnie, bo w uzasadnieniu stało jak wół: „schorzenie rokuje poprawę”! No normalne jaja!

Jakim cudem oni orzekli, że w ciągu roku odrosną mi węzły chłonne dołu pachowego?! Ale odpuściłam, rok temu nie miałam siły się z nimi użerać. Pomyślałam, że po roku, stając ponownie na komisji, przygotuję się lepiej i uzyskam to, czego chce, czyli to, co mi się należy. 25 kwietnia stanęłam więc na tejże komisji.

„Komisja” składała się z jednego lekarza internisty! Rozmowa z tymże doktorem-komisją (człowiek orkiestra?!) przebiegała w tonie pełnego zrozumienia, gość przyjął moje argumenty, przytakując główką, poczytał opinię prowadzącego onkologa i … zrobił swoje!

Dziś odebrałam orzeczenie i aż mnie zagotowało. Dał mi lekki stopień niepełnosprawności na trzy lata z tytułu: 11-I (symbol choroby), czyli "zeszpecenia"! I to oglądając mojego nowego cycka po rekonstrukcji! Ja zeszpecona! Też coś! A gdzie wyrwane w całości węzły chłonne? Co innego do mnie mówił, co innego napisał. Nie zdzierżyłam nerwowo i wywaliłam sążniste odwołanie, w którym zaznaczyłam, że:

…aktualnie zaliczono mnie do lekkiego stopnia niepełnosprawności. Rok wcześniej do umiarkowanego – oba orzeczenia zostały wydane na podstawie tego samego zestawu dokumentów. Przez rok stan mojego zdrowia nie uległ zmianie. Główną przyczyną (oprócz choroby onkologicznej) ubiegania się przeze mnie o orzeczenie niepełnosprawności był i jest brak węzłów chłonnych lewego dołu pachowego, co czyni niepełnosprawną lewą kończynę górną. W uzasadnieniu orzeczenia podkreślono, że „schorzenie rokuje poprawę”.

Wycięte z powodu nowotworu złośliwego węzły chłonne – według dostępnej mi wiedzy medycznej – nie odrastają. Ponadto - prowadzący mnie lekarz onkolog wyraźnie opisała schorzenie jako trwałe. ...

 

No i ciekawa jestem, co z tego wyjdzie. Przecież nie próbuję wydrzeć od Państwa żadnych pieniędzy. Pracuję, mam z czego żyć, nie występowałam nigdy o żadne zasiłki, dofinansowanie do turnusów rehabilitacyjnych też mi się nie należy, bo za dużo zarabiam, więc choć tę kartę parkingową mogliby mi utrzymać w mocy. Pożyjemy, zobaczymy.


19 maja 2006 roku

Od dwóch tygodni walczę z odwłokiem. I z oponą na brzuchu. Niewielkie efekty już widać. Spodnie zrobiły się lekko luźniejsze, choć waga nadal zdania nie zmieniła. Ale spokojnie. Metoda Michel`a Montignac`a to nowy sposób odżywiania, a nie żadna dieta-cud. Całość jego metody opiera się na indeksie glikemicznym produktów, które spożywamy. Najeść się można do woli, głodnym się nie biega, a odwłok maleje. Tajemnica polega na trawieniu węglowodanów, które przekłada się na wytwarzanie insuliny, stanowiącej najistotniejszy czynnik dietetyczny. Jeżeli spożywając węglowodany, będziemy się kierować ich indeksem glikemicznym, możemy ujarzmić produkcję insuliny w naszym organizmie i, co za tym idzie, sami decydować o przybieraniu i traceniu na wadze. Przestrzeganie zasad dotyczących spożywania tłuszczów oraz białek prowadzi do poprawy stanu zdrowia, bo białka stymulują wydzielanie glukagenu, hormonu, który w sposób pośredni przyczynia się do redukowania rezerw tłuszczowych.

Polecam lekturę książki: Michel Montignac „Szczupła bez wyrzeczeń. Metoda Montignac. Specjalnie dla kobiet” wydawnictwa Artvitae.


22 maja 2006 roku


Siedzę w poczekalni u doktor Moniki „Rodzinnej”. Kaszlę jak upiór.
  
Dwie noce zaliczone na straty. Nie da się. Musiałam do doktora. Kiedy gaworzyłam sobie beztrosko z pielęgniarką, kochaną siostrą Agatą, podziwiającą koronkową robotę doktora Krajewskiego… dzwoni moja komórka. Nomen omen – Gryfice na linii.

Pani Ela Młyńska informuje mnie, że mój termin drugiego etapu rekonstrukcji diabli wzięli, bo doktor Krajewski ma w tym czasie (7 czerwca) konferencję w Poznaniu. Niech to diabli, a ja się tak cieszyłam, że to już tak niedługo. Umówiłyśmy się na telefon wieczorem, po osłuchaniu mojej klaty przez dr Monikę. No i kicha. Mam gigantyczne zapalenie oskrzeli ze świstami, bulgotami i czym kto tam jeszcze sobie winszuje. Nie wyklucza się początku zaplenia płuc. No pięknie! Dostałam antybiotyk giganta.

Po konferencji telefonicznej – pani Ela Młyńska (cudna osoba, daj Jej Boże zdrowie) – upchnęła mnie (i Lidkę) na termin: 27 czerwca. Cholera, to paskudne choróbsko przesunęło mi zabieg na koniec czerwca. Gdybym była zdrowa jechałabym do Gryfic już za tydzień. Ale po skończeniu antybiotyku musi upłynąć conajmniej dwa tygodnie w zdrowiu, aby położyć się na stół operacyjny. Krzepliwość krwi jest fatalna po antybiotykach. Leżę więc pokotem, wściekam się, bo chorować nienawidzę pasjami.


24 maja 2006 roku

Imieninki mam dzisiaj, o których prawdę mówiąc zapomniałam. Wyglądam okropnie, blada, w szlafroku, nieczesana, niemalowana, kaszląca tyle samo, ale już mi każdy atak kaszlu wszystkich trzewi nie wyrywa. Jest leciutko lepiej. Dzwoniła moja Mamunia z życzeniami, Ślubny też winszował, kolega z Klubu Literackiego przysłał mailem życzonka… jest miło.

Szampanskoje z Ciotką Asią przełożyłyśmy na czas po antybiotyku. Ech życie.


29 maja 2006 roku

No i kicha. Wprawdzie doktor Monika Rodzinna po bardzo dokładnym osłuchaniu mojej klaty niczego podejrzanego nie wysłuchała, ale ze względu na utrzymujący się kaszel, przedłużyła mi czas zażywania antybiotyku o czternaście tabletek. Tablet tak po prawdzie! Bo wielkie to jak jasny gwint. Kilka odruchów wymiotnych przy zażywaniu zaliczyłam.

Zaczynam lubić moją wagę łazienkową. Ostatnio coś drgnęło. Nie chcę zapeszyć, ale w ciągu trzech tygodni zniknęło pięć kilogramów. Zaczyna mi się to podobać. Nie miałam dotychczas zaufania do mojej wagi łazienkowej i w związku z tym, za każdym razem, jak na nią właziłam, darłam się:

- łżesz cholero jak pies!

Sprawdziłam się na innej wadze... u doktora. Ta moja bidula łazienkowa prawdę prawiła... było już siedemdziesiąt pięć kg na liczniku... Teraz jest siedemdziesiąt! Naprawdę już odczuwam różnicę. Spodnie fruwają mi na tyłku...


1 czerwca 2006 roku -   Dzień Dziecka

Uprzejmie donoszę, że zaczynam młodnieć na potęgę! Nie dość, że schudłam na Montignac`u, to jeszcze wyniki BMD (Bone mineral density) - badania densytometrycznego w kierunku osteoporozy i osteopeni mam jak młódka. Gęstość moich kości w odniesieniu do mego wieku biologicznego to 102 %! Niesamowite, nawet Zoladex, „Tamosyf” i Nolvadex razem wzięte nic nie zrobiły moim kościom. Niezniszczalna jestem czy jak?


2 czerwca 2006 roku

Właśnie skończyłam czytać bardzo ciekawą książkę: "I będę żyć" dr Jerri Nielsen, amerykańskiej lekarki, która podczas zimowania w 1999 roku  w stacji im. Amundsena-Scotta na Antarktydzie (podczas zimy polarnej - od czerwca do listopada - ludzie na biegunie południowym są zupełnie odcięci od świata, lądowanie samolotu jest tam przez ten czas niewykonalne z powodu skrajnie niskich temperatur) wykryła u siebie raka piersi. Musiała zacząć samodzielną, desperacką walkę o życie. Odcięta od specjalistycznej pomocy medycznej, sama na sobie przeprowadziła biopsję (z pomocą przyjaciela - mechanika sprzętu ciężkiego) i samodzielnie rozpoczęła chemioterapię Taxolem i CMF-ką, dostarczonymi zrzutem lotniczym.

Świetnie się czyta. I najważniejsze, że kończy się dobrze. 


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady