Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 12:54

Półmetek

17 lutego 2004 roku

Rano byłam z Młodą u alergologa-pulmunologa. Zrobił jej spirometrię i potwierdził diagnozę lekarza rodzinnego. Doktor Monika miała rację: kaszlowa wersja astmy. Rodzaj astmy wieku dojrzewania. Wymaga długiego, stałego leczenia, codziennego przyjmowania wziewnych leków. Ale jest szansa, że za dwa, trzy lata temat się skończy. Grunt, że wiemy, o co chodzi i jak to leczyć.

Szósta chemia. Półmetek!!! Są wyniki markerów nowotworowych. Sukces. We krwi nie znaleziono śladu komórek nowotworowych. Nie miały prawa się uchować, nie są tutaj zbytnio lubiane! Doktor Małgosię zastrzeliłam tematem: wczoraj dostałam okres! Trzeci podczas chemioterapii, trzeci, którego nie miało już być. Widocznie jestem silniejsza niż to paskudztwo, które pakują mi w żyłę, a doktor Małgosia orzekła: „130% kobitki”.

Jeśli się zdarzy, że chemioterapia nie zatrzyma okresu, trzeba będzie go zatrzymać farmakologicznie, aby móc podać zaplanowany na dalszą, pięcioletnią kurację Tamoxifen. Ale to jeszcze kwestia sześciu następnych chemii. Pożyjemy, zobaczymy.

I następny sukces: siostrzyca wkłuła wenflon w żyłę od pierwszego strzału, ale po uprzednim „ugotowaniu” ręki pod strumieniem gorącej wody. W tym szaleństwie jednak jest metoda.

Małgosia, mój domowy psycholog, nie zapomina o mnie i o moich terminach chemii, znów odbyłyśmy długaśne pogaduchy na drucie. Buzia mnie bolała ze śmiechu, a ucho od słuchawki telefonu. A dusza się radowała, że są jednak ludzie na świecie, którzy za darmo chleba nie jedzą.


dzień następny


Niedobrze mi!!! Rany, jak mi niedobrze.

Żołądek wyprawia wolty, raz siedzi na swoim miejscu, raz podskakuje do gardła i tak w koło Macieju. Idzie się skończyć. Ani leżeć, ani siedzieć, ani chodzić! Zapodałam sobie Zofran – lek przeciw nudnościom. Czekam aż zacznie działać, a tymczasem zdycham. Ratunku!!!


koniec lutego 2004 roku

W pracy Sajgon. Rząd grzebie przy naszej ustawie emerytalnej. Ludzie panikują. Jako kadrowiec mam pełne ręce roboty. Przeliczam wysługi emerytalne na potęgę. Jak tak dalej pójdzie to sześćdziesiąt procent stanu pójdzie na emeryturę! Po pokojach wiatr będzie gwizdał.

Nie widzę na oczy ze zmęczenia i nie mam czasu myśleć o sobie. Ręka boli. Zaniedbałam ćwiczenia i są efekty.

Waga zwariowała! Twierdzi, że od początku chemii przytyłam 5 kg! Idiotka! Waga ma się rozumieć.


5 marca 2004 roku

Panika emerytalna odwołana. Z Sejmu nadeszła wiadomość, że nie trzepią naszej ustawy emerytalnej, ale minister mówi coś zupełnie odwrotnego. I komu tu wierzyć?!


9 marca 2004 roku

Siódma chemia. To fachowo oznacza: pierwsza część czwartego kursu. Jak zwał, tak zwał, a faktem jest, że po raz siódmy nawiedziłam oddział chemioterapii. Zaliczyłam tam solidną dniówkę; od 8.15 do 16.20. Idzie zdechnąć.

O godz. 8.10 zarejestrowałam się, o godz. 8.15 pobrano mi krew do badania (od pierwszego strzału w żyłę o dziwo!) i warowałam na drewnianej ławeczce bez oparcia do 13.30, kiedy to dostąpiłam zaszczytu audiencji u doktor Małgosi. W poczekalni aż czarno od pacjentów. Nic do kobitki absolutnie nie mam osobiście, bo miła, dokładna w badaniu i nader komunikatywna (a w przypadku zestawu moich pytań trzeba wykazać dużo cierpliwości, gdyż organicznie wiedzieć muszę wszystko na temat i w sprawie). Ma kobieta roboty do jasnej cholery, bo pacjentów jak mrówek i wręcz widać, jaka jest zmęczona, co jednakże nie zwiewa uśmiechu z jej ust i ogólnej życzliwości dla świata i ludzi, wyzierającej z ładnych oczu. Faktem zaś pozostaje, że czeka się cholernie długo. Fizycznie – za mało jest lekarzy i gabinetów.

Na pocieszenie usłyszałam, że krew mam jak koń pociągowy; górne granice norm. Nakazano mi kontynuować terapię soczkową i ponownie zakazano odchudzania do końca chemioterapii. Ratunku: mam już 5 kg nad stan, jak tak dalej pójdzie, to w maju wtoczę się do gabinetu doktor Gosi niczym kulka!!!

Potem już tylko walka z żyłami – dzień, jak co dzień. Zameldowałam pielęgniarce na Odcinku Dziennym Oddziału Chemioterapii, że moje żyły strajkują, chowają się na widok białego uniformu najgłębiej jak potrafią i że tylko kąpiel ręki we wrzątku tu skutkuje. Ironicznie pokiwała głową z tekstem: „damy sobie radę”. Uprzedziłam, że wytrzymuję psychicznie ok. ośmiu prób wkłucia się w żyłę wenflonem, a potem schodzę z tego padołu w charakterze chwilowego umrzyka. Kobitka przybrała na twarz wyraz obrazujący wyższość świąt wielkanocnych nad świętami Bożego Narodzenia i z dużą dozą pewności siebie przystąpiła do dziurawienia mojej nieszczęsnej prawej ręki (lewa jest nietykalna dla igieł z powodu wyciętych węzłów chłonnych).

Zmiana na obliczu fachowej siły medycznej średniego szczebla nastąpiła coś koło czwartej dziury (plus krwiak, też czwarty). Spoglądając na mnie ukradkiem (odjeżdża już, czy za chwilę), zawołała na pomoc koleżankę, która przystąpiła do zmasowanego ataku kłującego.

Wytrzymałam kolejne cztery dziury i zgodnie z umową odmówiłam dalszej współpracy (pot spływał mi po plecach, krew z twarzy odpłynęła i czułam, że zaraz zejdę). Autorytatywnie zadecydowałam, że idę pod kran z gorącą wodą. Nawet nie oponowały. Ugotowałam rękę. I udało się. Miny siostrzyce miały głupawo-przepraszające. Potem już tylko dwie godziny wlewu żrącej trucizny w żyłę i do domu. Powrót annały zanotowały ok. 17.40.

Jestem padnięta, jak pies po spotkaniu z walcem drogowym.

Zaś skutki kilkugodzinnego oczekiwania na wyniki krwi i przyjęcie u pani doktor zaowocowały lekkością portfela i lekką poprawą humoru w postaci srebrnej biżuterii. No, bo czy to moja wina, że miałam długą przerwę technologiczną a w szpitalu był kiermasz tejże biżuterii? Wypatrzyłam cudnej urody pierścionek, a że do kompletu były kolczyki, czy to też moja wina?!

Czuję się paskudnie. Ale kolację wrąbałam koncertowo. Krwiaki na prawej ręce dostają kolorków i zaczynają tworzyć obraz nawiedzonego artysty. Młoda podsumowała to po swojemu: „Mam, znów wyglądasz jak nieudolny narkoman!” Zero zrozumienia wśród młodego pokolenia. Chyba spełnię groźby i zamknę Młodą w jej pokoju na następne trzynaście lat, może dorośnie i przestanie nabijać się ze zgnębionej, podziurawionej rodzicielki!!!


12 marca 2004 roku

Uff! Ciężka noc. Około 3.15 nad ranem obudziła mnie sąsiadka: Gosia. Jej czteroletni synek Kacper (mój ulubieniec) zaczął się dusić. Ma ten sam motyw, co moja Młoda kiedyś: infekcje krtani. Przydusiło malucha, Gosia spanikowała. Podałyśmy mu leki wziewne i siedziałyśmy nad bidulą do rana. Ślubny był pod parą w razie potrzeby wyjazdu do szpitala. W końcu Kacperek zasnął ciężkim snem, ale u nas było po spaniu. Pocieszyłam Gosię, że czeka ją jakieś trzynaście lat strachu o dziecko, a potem tylko astma. Nie miała siły mnie walnąć!

Śliczny dzień. Pierwszy ze słońcem, aż chce się żyć.

Kacper funkcjonuje jakby nic się nie stało. To faktycznie „choroba jednej nocy”, za to ja i Gocha mamy worki pod oczami.


15 marca 2004 roku


Cuda, cuda, dziwy. Mój boss zamaszyście podpisał zgodę na mój wyjazd do sanatorium w Sopocie w czerwcu tego roku, po zakończeniu chemioterapii. Moja „fabryka” dopłaca do tego interesu trzyczwarte ceny pobytu; są to tzw. turnusy kondycyjne, na które kwalifikuje psycholog. Wobec przeżytej przeze mnie „traumy” moja Gosia-psycholog dawno mnie na ten myk namawiała, ale byłam sceptykiem, czy mnie puszczą z roboty – trochę czasu mnie przecież nie było po operacji.


16 marca 2004 roku

Rano wizyta u lekarza Młodej: dziadek pulmonolog-alergolog ma jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć lat i problemy z Niemcem: niejakim Alzheimerem, który mu wszystko chowa, ale fachowiec doskonały. Zmienił jej lek na astmę, tym razem już bez sterydów. Kontrola za dwa miesiące. Tylko czy doktorek będzie o nas pamiętał?

Na 10.30 dotarłam do swojego szpitala (czterdzieści pięć minut jazdy samochodem po Krakowie, bo korki). Moja doktor Małgosia – chemioterapeutka (muszę ponumerować „moje” Małgosie), poprosiła mnie po pięciu minutach i powiedziała mi coś, od czego urosły mi skrzydła. Orle lub huzarskie, jak kto woli.

Zapytałam, czy nie ma przeciwwskazań do mego planowanego wyjazdu do Sopotu w czerwcu, bo baby różnie w poczekalniach gadają. Doktor Gosia oburzyła się święcie i rzekła:

- A od kiedy to zdrowa kobieta ma mieć jakiekolwiek przeciwwskazania do wypoczynku w tak pięknych okolicznościach przyrody?!


- Czy to znaczy, że mam szansę kiedyś powiedzieć: jestem zdrowa?! – zapytałam z pewną taką nieśmiałością (a serducho pakowało pod ciśnieniem trzysta, bo to pytanie telepało mi się po mózgu od samej diagnozy).


- Jakie kiedyś? – zaoponowała – ja dziś twierdzę, że mam do czynienia z kobitą zdrową fizycznie, a co najważniejsze psychicznie. Albo nie tak: zdrową fizycznie, bo psychicznie zdrową jak mało kto w tej poradni.


Miałam ochotę ją ucałować. Skrzydła pod bluzką mnie uwierały, podziękowałam za nie i tanecznym krokiem pofrunęłam na oddział dać sobie w żyłę po raz ósmy. I co? Znów happy! Mam dziś farta! Siostra Ania najpierw pochwaliła pomysł ugotowania ręki pod kranem z gorącą wodą, a potem wkłuła wenflon za pierwszym razem!!! Sama sobie nie wierząc (żyły mam już w opłakanym stanie) – zrobiła próbę z solą fizjologiczną – buły nie było, więc krzyknęła: yees!

Uśmiałyśmy się obie ze szczęścia. No i trafiła w nieco grubszą niż przed tygodniem żyłę, więc żrące świństwo leciało w żyłę sporym strumyczkiem, tym sposobem już po godzinie było po herbacie. Byłam wolna.

W drodze do domu (czułam się świetnie) Ślubny chciał mnie zabić!

Tak, wykrzyczałam mu to prosto w nos! Co zrobił? Spryskał szyby w aucie płynem, żeby je wyczyścić wycieraczkami. To jest płyn zimowy, ten, co nie zamarza, dlatego ma w sobie dużo dziwnych rzeczy, a przede wszystkim smród nie do opisania. Pociągnęło mi żołądkiem do samego gardła. Głowę wiozłam za oknem przez pół drogi do domu, czyli przez jakieś piętnaście kilometrów. Podrażniło mi gardło, zaniosłam się kaszlem, kaszel powodował odruch wymiotny.

Jezu, to było obrzydliwe! Przeżyłam, ale nadal twierdzę, że chciał mnie zabić!


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady