Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 13:32

Smokom śmierć!

25 kwietnia 2004 roku


Natknęłam się gdzieś na genialny tekst (niestety nie znam autora), który jak ulał pasuje do paskudy, z którą toczę wojnę:


„Wierzę w bajki. Bajka jest mądra nie dlatego, że potwierdza istnienie smoka, ale dlatego, iż dowodzi, że smoka można pokonać.”


Smokom i paskudom śmierć!!!



1 maja 2004 roku


No to jesteśmy Europejczyki pełną gębą. Nie mam zbytnio czasu na latanie z niebieską flagą po ulicach, bo fryzjerka czeka, potem kosmetyczka domaluje mi urodę i na wesele. Dziecię moje rodzone poszło w ajencję do siostry Ślubnego Dorotki, do Krakowa, na trzy dni, więc na chwilę mamy spokój z motywem przewodnim ostatnich tygodni, który brzmi: kup mi psa, powtarzanym na wszelkie możliwe sposoby; prośby, groźby i strumienie łez kapiące do pomidorówki. Idzie oszaleć!

Aha, zapomniałam dodać, że ma to być konkretnie czarny sznaucer miniaturka.



2 maja 2004 roku


Jest godzina 11.05. Właśnie wstałam. Do 4.00. rano balowałam na weselu Beaty i Michała. Rety, dawno tak wspaniałego wesela nie widziałam. Gości było blisko dwie setki, setka rodziny i setka przyjaciół i znajomych z pracy. Beata olśniewająca, Michał zapatrzony w nią jak w obrazek, piękna, dojrza-ła miłość (państwo „młodzi” oboje w okolicy trzydziestki). Sala przygotowana bajecznie, jedzonka do bólu i dobrego, kapela po prostu odlot!

Kelnerki fruwające stadami na wysokości lamperii i z prędkością światła. W dodatku z uśmiechem na ustach. Ogółem: full wypas – jak mawia moje nastoletnie dziecię. Podawano różnej maści alkohole, ale największym wzięciem cieszyła się wódka weselna, chyba ze spirytusu, z tzw. przepalanką.

Kiedy wychodziliśmy, nad ranem, nie widziałam ani jednej porządnie pijanej osoby! Natomiast parkiet cały czas był pełen tancerzy. Nawet mój Ślubny tańcował na okrągło, choć organicznie tej czynności nie znosi. Nie żeby nie umiał, wręcz przeciwnie – tańczy całkiem w porządku, tylko nie lubi tego robić osobniczo. Widocznie uległ czarowi chwili i poszedł za przykładem mas.

A co najważniejsze – dziś nie ma nawet śladu „zespołu nabytego dnia poprzedniego”. Czuję się rewelacyjnie. A może to nie skutek dobrej jakości trunków tylko efekt chemioterapii?! Po takiej ilości trucizny, wlewanej we mnie na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy, byle alkohol nie jest w stanie mnie ruszyć?!

Były też niestety ofiary w ludziach. Podczas tańców dzikich Aga, żona Waldka, oberwała w stopę obcasem Pani Młodej i polała się krew, a mnie bliżej niezidentyfikowana osoba płci lepszej stanęła szpilką na stopę i mam siniora jak marzenie. No niestety, dobra zabawa wymaga ofiar.

Poprawiny dzisiejsze też były oryginalne. Pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w karaoke.

Ludzie, ale odjazd! Gardło mam lekko zdarte od „śpiewu” masowego, ale wrażenia niesamowite.


4 maja 2004 roku


Jestem mądrą dziewczynką, bo wzięłam sobie na dziś urlop. Jutro jadę na przedostatnią chemię i końcowe badania. Między innymi na USG brzucha. W tym celu Pani doktor Małgosia poleciła mi oczyścić brzuszek z ... – no może bez wyrazów. Dlatego też od wczoraj pobieram doustnie herbatkę pod tytułem „Normosan” oraz tabletki pod tytułem Espumisan, likwidujące wzdęcia.

Nie muszę chyba zbyt obrazowo opowiadać o sytuacji na froncie toaletowym?! Całe szczęście kibelek pod ręką, więc dziadostwa nie narobiłam, ale brzuszek ma już tego dosyć. Ostatni odcinek przewodu pokarmowego też!


Skasowałam budżet rodzinny na sporą sumkę. Zakupiłam kwiatki na balkonowe sadzenie i bawiłam się dziś w ogrodnika (oczywiście pomiędzy posiedzeniami w WC).

Efekt rewelacyjny! Lubię zielone balkony.



5 maja 2004 roku


No i oczywiście dałam plamę! Zgodnie z rozpiską Pani Doktor Małgosi zastosowałam wszystkie szykany, związane z USG brzucha, ale nie przewidziałam reakcji mojego organizmu. Niestety nie doczekałam się na badanie. Mój brzuch zaczął wyprawiać takie wolty, że poryczałam się z bólu, robiło mi się gorąco i słabo. Myślałam, że zemdleję. Pokazało się w toalecie, że to nie tylko pęcherz był na granicy rozerwania, ale i „Normosan” nadal czynił swoją powinność czyszczącą.

Ludzie, jaka to była ulga!!! Tak niewiele czasami brakuje człowiekowi do szczęścia; jedna wizyta w WC.

Badanie wykonano, ale chyba nie było zbyt dokładne, bo pęcherz pusty. Na USG piersi samotniczki znaleziono 3,5 mm czegoś, co wygląda na torbiel. Po porównaniu z wynikiem mammografii będzie można to wyjaśnić. Jestem dobrej myśli. Miałam też dziś dobre rozdanie pielęgniarek. I pobieranie krwi do badania i wkłuwanie wenflonu poszło znakomicie, od pierwszego razu.

Jedenastą chemię uważam za przyjętą! Za tydzień ostatnia chemia!



10 maja 2004 roku


No i pękł, jak bańka mydlana, mit o mojej niezniszczalności! Od pięciu dni nic nie jem. Od pięciu dni mój brzuch wygląda jak balon. Zgaga męczy mnie na potęgę, wymiotuję nawet wodą mineralną. Moja wątroba i żołądek mają dosyć.

Chemia przelewa mi się uszami. Pojutrze zaś kolejna (Bogu dzięki – ostatnia) działka trucizny.

Mam dosyć. Wykupiłam pół apteki; Ranigast pro, Sylimarol i inne cuda – i nic! Nie pomaga!

W pracy wytrzymałam do 13.00, na jutro wzięłam urlop. Nie wyrabiam. A żeby było jeszcze ciekawiej Młoda zafundowała sobie chorobę: kaszle jak upiór! Byłyśmy u doktor Moniki Rodzinnej.

Swoją drogą nadal nie pojmuję jak taka nieduża osóbka (moje niespełna czternastoletnie dziecko musi usiąść, aby dr Monika mogła zajrzeć jej do gardła, na stojąco konieczna byłaby drabina) wyrabia te swoje trzysta procent normy?! Przyjmuje od świtu do ciemnej nocy i nadal się uśmiecha!!! Nadal ma dla każdego czas, nie dwie – trzy minuty, ale po trzydzieści – czterdzieści minut dla pacjenta. Chyba jest z żelaza.

Ja niestety, po ostatniej chemijce – skorodowałam!!!


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady