Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 14:30

Nowa idea

  ,,Przywracamy to, co zniszczyła choroba 
     nie dlatego, by schlebiać próżności,
   ale by uleczyć umysł i duszę  człowieka skrzywdzonego".


                              Gaspare Tagliacozzi
                         pionier chirurgii odtwórczej



                    
13 października 2005 roku


Tak... minął już rok od ostatniej notatki w moim dzienniku.

Za kilka dni będę świętować drugie urodziny. Jak ten czas leci...

Dwa lata po mastektomii. Ponad rok od zakończenia chemioterapii.

Nadal biorę Zoladex, już dziewiętnaście zastrzyków w brzuszek za mną. Jeszcze tylko pięć.

Żyję, pracuję, wychowuję moją nastoletnią Młodą (daj mi Boże zdrowie do tej kupki buzujących hormonów). Czuję się całkiem, całkiem... Czasami dokucza mi ręka jak zapomnę, że skonfiskowano mi węzły chłonne lewego dołu pachowego. Bo to jest tak, że czasami zupełnie zapominam, że coś mi było i nadto szarżuję, ale nigdy do spokojnych egzemplarzy nie należałam.


Teraz też coś nowego wymyśliłam. A co! Ruch w interesie musi być, bo byłoby nudno. Co to takiego? Nowa idea. Ziarno zasiała moja wirtualna przyjaciółka Danusia Biernacka z Zielonej Góry, też Amazonka, ale już kompletna. Czarę przelał film dokumentalny, nadawany od kilku tygodni w TVP2 w sobotnie wieczory „To nie jest koniec świata”, traktujący o losach Amazonek. Dana (na necie znana bliżej jako daisy7) w rok po mastektomii zrobiła sobie rekonstrukcję amputowanej piersi. Jest zachwycona nową sytuacją. Odzyskała kobiecość, rezon, pewność siebie. I choć bez owijania w bawełnę mówi, że bolało jak sto diabłów (rekonstrukcja z tkanek własnych z brzucha), to nie żałuje podjętej decyzji. No i tak mnie omotała ta Jej radość, że... a niech tam... idę na konsultację do chirurga plastyka!

Najpierw wpadłam w internet w poszukiwaniu oddziału chirurgii plastycznej najbliżej Krakowa. Oddziału, który robi rekonstrukcje piersi refundowane przez NFZ, bo nie mam na zbyciu wolnych dwudziestu tysięcy złotych, jak niesie wieść gminna. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że jest taki oddział w moim ukochanym Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie. W tym samym, gdzie brałam chemię i gdzie nadal mnie leczą moi cudni onkolodzy.

Zadzwoniłam ot tak sobie na chirurgię plastyczną, spodziewając się kilometrowych kolejek do rejestracji i terminów odległych o lata świetlne. A tu kolejne zaskoczenie: milutka panienka bez jakichkolwiek ceregieli połączyła mnie z samym ordynatorem chirurgii plastycznej. Miło, ciepło, przyjaźnie sobie doktor ze mną pogwarzył i... zaprosił na konsultację już za tydzień, z kompletem dokumentacji onkologicznej. Zaraz jak wylazłam z szoku po tej miłej rozmowie, zadzwoniłam do moich onkologów, podejrzewając, że pewnie tu napotkam niejakie schody z wyrwaniem moich dokumentów (Kubuś Fatalista). A skąd! Wprawdzie moja dr Małgosia jest na urlopie, ale inny doktor mi rzekł, że nijakiego problemu nie ma; mam przyjść do nich przed samą konsultacją i wziąć sobie moją teczkę z historią choroby i już. Oddać po konsultacji u plastyka. Lekki szok.

Właściwie to chyba podświadomie spodziewałam się jakichś problemów z terminami konsultacji, wypożyczeniem tych papierów... Spodziewałam się czy ich oczekiwałam? Bo to jest tak: i chciałabym i boję się... Chciałabym znów wyglądać jak kobita w jednym kawałku, ale z drugiej strony trochę się obawiam, irracjonalnie zapewne, bo to gadanie starych babek... nie ruszaj, bo obudzisz paskudę.

Bólu się nie boję. Jestem chyba dość odporna na ból. Efektu końcowego też się nie boję, bo dobrze wiem, że ta nowa pierś nigdy nie będzie taka sama jak ta, która została lub ta, którą mi ucięto. Ale BĘDZIE!

Perspektywa włożenia letniej sukienki na cieniutkich ramiączkach albo podkoszulka bez biustonosza (uwielbiam!), czy też dwuczęściowego kostiumu kąpielowego jak każda inna kobieta ... śmieje się do mnie w myślach od ucha do ucha.

Stało się! Idę się skonsultować. Nie będę czołgiem parła do tej operacji. Jeśli konsultant stwierdzi, że nie ma mowy... Odpuszczę. Jeśli powie, że się kwalifikuję, zapytam, jaki rodzaj rekonstrukcji jest możliwy w moim przypadku. Najmniej absorbujący jest podobno ekspander. Ale decyzja należy do nich nie do mnie. Potem zostanie do ustalenia termin. Optymalnie chciałabym to chyba zrobić po zakończeniu Zoladexu, czyli około lutego 2006.

Po ostatnim Zoladexie mam obiecany cały panel badań kontrolnych ze scyntygrafią kości włącznie. Jeśli okaże się, że nie mam przerzutów, że jestem zdrowa jak byk, to bez obaw każę sobie zrobić nowego cycka. Takiego żywego, ciepłego, takiego na stałe. Bo proteza mnie niestety drażni. Jest ciężka, niewygodna, ramiączko biustonosza wżyna mi się w ramię, jakikolwiek dekolt to problem: cały czas kontroluję czy mi nie widać dziury na piersi.

Dziś załatwiłam sobie skierowanie do chirurga plastyka od mojej doktor Moniki Rodzinnej. Szef podpisał mi urlop na środę i szepnął, że trzyma za mnie kciuki.

Cholera, chyba się denerwuję. Jeszcze pięć dni i wszystko będę wiedziała. Wieczorem pogadam na necie z Danusią Biernacką. Obiecała, że przeprowadzi mnie przez rekonstrukcję za rączkę. Liczę na to.

Uff, czy ja zawsze muszę sobie wymyślić nowego stresa?! Niestety, ten typ tak ma. Trudno


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady