RakPiersi  >  Aktualności  >  Publikacje  >  Prasowe  >  Amazonki na wybiegu

Publikacje



 
21/10/2002

Amazonki na wybiegu

_NOT_EXISTS
Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A




W Łodzi odbył się pokaz bielizny dla pań, które w wyniku choroby straciły pierś.
Światła! Muzyka! Ruszamy! Na pierwszy ogień idzie Ania Witczak. Eleganckie body z koronkami podkreśla jej apetyczne, rubensowskie kształty. Ania sunie w takt muzyki, okręca się w półobrocie, filuternie uśmiecha. Pamięta tylko, żeby zbytnio nie unosić rąk. Bo wtedy pod lewą pachą zauważyć można bliznę. Tę po amputacji.

- Ten pokaz to frajda, okazja, by pokazać, że jesteśmy takie, jak reszta kobiet - mówią panie.

Dla Ani wybieg to żadna nowość. Prezentowała już kiedyś kostiumy kąpielowe dla pań, którym z powodu raka odjęto pierś. Dziś prezentuje bieliznę. Kto nie wie, ani się domyśli, że jedna miseczka stanika wypełniona jest protezą.

To nie jest wyrok

- Nazywają nas amazonkami - wyjaśnia. - W mitologii greckiej to dzielne wojowniczki, które pozbawiały się prawej piersi, aby nie przeszkadzała im w naciąganiu łuku. Tylko że one robiły to dobrowolnie, a my...

Ania sama wyczuła guzek na piersi. Gdy usłyszała diagnozę, wyszła z lekarskiego gabinetu i szła... szła... bez celu.

- Nagle, jakby ktoś niewidzialny mnie zatrzymał przed skulonym na chodniku chłopakiem. Miał kartkę: "Jestem chory na AIDS". Pomyślałam: "Przecież ja mam jeszcze szansę, mam nadzieję, a on?".

To było osiem lat temu. Od pięciu lat jako wolontariuszka odwiedza w szpitalach kobiety skazane na amputację piersi.

- Co nie znaczy, że skazane na śmierć - podkreśla z mocą.

Ale trzynaście lat temu o raku mówiło się jeszcze szeptem, jak o nieuniknionym wyroku. Dlatego pewnie Zosia Szczepańska długo skrywała sama przed sobą, że z jej piersią jest coś nie tak. Wreszcie lekarz powiedział jej bez ogródek: "U pani wszystko jest rakotwórcze!". - Jak mógł być tak obcesowy?! - płacze na wspomnienie tamtego szoku. Ale zaraz dodaje:

- Operował mnie lekarz-anioł. Pocieszał, tłumaczył, dał nadzieję.

I teraz ona, wolontariuszka, mówi chorym to, co sama chciałaby usłyszeć. Przychodzi do nich zadbana, pachnąca. Pociesza, a one mówią: "Zdrowy chorego nie zrozumie". Wtedy Zosia wypina swój zgrabny biust i pyta: "Której piersi nie mam?". Nie wierzą, dotykają. A Zosia, elegancka pani po pięćdziesiątce, wyciąga ze stanika silikonową wkładkę: ciepłą jak ciało, ukształtowaną na miarę.

Co tam pierś, ja żyję!

- Amputacja piersi to dla kobiety szok. Biust postrzegany jest przecież jako atrybut kobiecości. Ten pokaz udowadnia, że brak piersi nie ma tu nic do rzeczy. Nasza bielizna ma wzory, fasony i kolory jednakowo seksowne dla wszystkich pań. Modyfikujemy tylko miseczki stanika. Testujemy je w klubach amazonek i na pacjentkach Instytutu Onkologii w Warszawie - wyjaśnia Alicja Wojciechowska, właścicielka firmy Alles z Głowna. A projektantka Anna Nawrot dodaje: - Uwzględniamy każdą sugestię. To nic, że konstrukcja jest niezwykle pracochłonna. W Alles pracują kobiety i dobrze wiedzą, czym dla psychiki pań jest satysfakcja seksualna i poczucie własnej wartości. Piękna bielizna dodaje kobiecie pewności siebie. Proszę spojrzeć na wybieg!

A na wybiegu Wiesia Lubińska paraduje w białym, koronkowym staniku i obcisłych figach. Ma tremę, bo to pierwszy raz i od razu przed taką publicznością!

Sala Krajowej Izby Mody w Łodzi wypełniona po brzegi. Na pokaz przyszli łódzcy politycy, urzędnicy z wydziału zdrowia, lekarze, projektanci, studenci wydziału ubioru Akademii Sztuk Pięknych. Ale dla Wiesi najważniejsi goście pokazu to mąż, córka i zięć z wnuczkami. - Dla nich chcę być piękna i pogodna - mówi. - Dzięki ich wsparciu przeszłam przez to łagodniej. Po operacji witali mnie kwiatami przed blokiem. A mój mąż nagle potrafił wszystko: gotować, sprzątać, robić zakupy. Czasem myślę: "Żyję jak księżniczka. Może musiałam zachorować, żeby odkryć, jak wspaniałą mam rodzinę?".

Gdyby jeszcze tylko pokonać strach o wynik kolejnego badania, niepokój o każdy ból... Wiesia jest pielęgniarką, o raku wie więcej od innych. Więc cieszy się drobiazgami i każdym dniem. Ale rozumie tę panią, świeżo po operacji, której największym zmartwieniem były odwiedziny plotkarskiej sąsiadki. "Cały blok będzie wiedział, że nie mam piersi" - martwiła się.

Zosia Kaprot, modnie ubrana, delikatna sześćdziesięciolatka, robi to co lubi: wspina się w górach, chodzi na rajdy, wędruje z klubem "Stonoga". Stalowe, jedwabne body prezentuje z gracją modelki, bo to już czwarty pokaz w jej karierze. Czasami myśli: "A jak by tak zaprosić onkologa, który odcinał jej pierś?" Przepraszał ją za to po operacji. A ona: Co tam pierś, panie doktorze, ważne że żyję!

Kręci zgrabną pupą

Blondynka z burzą włosów, w lawendowej bieliźnie z koronkami, wzbudza zachwyt widowni. To Zosia Włodarczyk, pięćdziesięciolatka, trzy lata po operacji.

- Kiedy wyszłam ze szpitala, nie wierzyłam, że słońce nadal świeci, a świat się nie zawalił. - O, nie!! Będę żyć!! - postanowiłam sobie. Trudno było, załamywałam się, wzmacniałam kursami reiki... Na X piętrze różne myśli przychodziły mi do głowy - przyznaje. - Aż odnalazłam sens w pracy rehabilitantki, robię to co lubię, znów jestem sobą. Przed chorobą byłam zabieganą żoną i matką; zarabiałam, dorabiałam, borykałam się z codziennością. A teraz cenię rozmowy i bliskość drugiego człowieka. To zdumiewające, ale mężczyźni lgną do mnie bardziej niż kiedyś, jakby czuli, że jestem serdeczniejsza, cieplejsza. Mówią: "Brak piersi? A jakie to ma znaczenie?".

- Oj, ma! - Ela Grabowska wie swoje. Miała 41 lat, gdy operacja okaleczyła ją fizycznie i psychicznie. Garbiła się, chowała w sobie. Rozstała z przyjacielem. Długo lizała rany, zanim uwierzyła, że nie jest gorsza od innych kobiet. Dokształcała się, dużo czytała, udowadniała sobie i innym, że nie jest na bocznym torze. - Ten pokaz to frajda, okazja by pokazać, że jesteśmy takie, jak reszta kobiet - mówi.

I, wśród burzy oklasków, kręci zgrabną pupą w skąpych, czarnych stringach.

Kocham cię, życie!

Nowy narzeczony Basi Ekiel patrzy na nią z podziwem: fioletowe body, fioletowa, wirująca chustka, roześmiane oczy. Tyle lat się znali ze wspólnych wycieczek klubu rowerowego, a trzeba było aż Basinej choroby, by spojrzała na niego łaskawszym okiem. - Taka jestem zabiegana, nie było czasu na romanse - tłumaczy się. Uczy w szkole gimnastyki, etyki i filozofii. Rozwiedziona, dzieci już po studiach, a ona ciągle w biegu: pisze teksty piosenek dla kapeli "Ferajna z Bałut", prowadzi konferansjerkę na festiwalach kapel podwórkowych, działa w klubie kolarzy "Gazella", uczestniczy w konkursach literackich, pisze pamiętnik wolontariusza, redaguje Biuletyn Łódzkich Amazonek, sekretarzuje w Łódzkim Sejmiku Osób Niepełnosprawnych.

Już cztery lata po operacji, a ciągle pamięta, jaka zła była na los. - Dlaczego ja?! Kobieta nowoczesna, wysportowana, higieniczne żyjąca?! - buntowała się. Potem porządkowała dokumenty, zdjęcia, kwity pogrzebowe. Ale gdy usłyszała, że jej uczniowie modlili się za nią na lekcjach religii, pomyślała: To nie może pójść na marne!!!

- Kocham cię, życie! Choć barwy ściemniasz, choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz, choć się marnie odwzajemniasz - kocham cię, życie! - nuci mi słowa piosenki.


ZOFIA KRASZEWSKA

powrót
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady