RakPiersi  >  Aktualności  >  Publikacje  >  Prasowe  >  Są nowe sposoby na raka piersi

Publikacje



 
26/02/2003

Są nowe sposoby na raka piersi

_NOT_EXISTS
Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A




Ale to nie zmienia najważniejszej zasady: im rak wcześniej wykryty, tym większe szanse na wyleczenie.


Dawniej walczono z rakiem piersi w dużej mierze na oślep. Usuwano jedynie guz - i na tym koniec. Dopiero pod koniec XIX w. pierwszy raz usunięto wraz z guzem całą pierś, a także węzły chłonne, czyli szlaki, po których nowotwór przemieszczał się w głąb organizmu. Wówczas upowszechniła się teoria, że choroba początkowo rozwija się w jednym miejscu gruczołu piersiowego, z czasem zajmuje cały gruczoł, a potem przenosi się do bliskich węzłów chłonnych pod pachą, by w końcu wraz z chłonką (limfą) lub krwią przedostać się do innych narządów - wątroby, kości i mózgu.

- Wiemy już dzisiaj, że jeśli poprzestanie się na zabiegu chirurgicznym, to 60 proc. pacjentek i tak umrze w ciągu kilku lat - mówi dr Tadeusz Pieńkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Sutka w Centrum Onkologii w Wraszawie.

Dziś leczenie polega na usunięciu wszystkich zmian nowotworowych z marginesem zdrowych tkanek. By zniszczyć pozostałe komórki nowotworowe, miejsce po zabiegu chirurgicznym zaczęto napromieniać. Radioterapia upowszechniła się wraz z pojawieniem się tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego - które umożliwiły precyzyjne ustalenie, gdzie ukrywa się nowotwór. Są też już programy komputerowe, umożliwiające dokładne obliczenie, jakiej energii promieniowania należy użyć, żeby zadziałać wyłącznie na guz.

W miejscu po wyciętym guzie można umieścić rurki wypełnione izotopem promieniotwórczym (ale tylko wtedy, gdy nie usunięto całego gruczołu piersiowego). W ten sposób napromieniana jest okolica, w której istnieje największe ryzyko pozostania skupisk komórek raka, niewidocznych gołym okiem w czasie operacji. Ta metoda leczenia dostępna jest już w Polsce. - I będzie się upowszechniać, bo skraca leczenie radioterapią mniej więcej o tydzień - mówi dr Pieńkowski.

Do zmiany strategii przyczyniła się także obserwacja, że rak wcale nie rośnie szybko. Po to, by z pojedynczej zmienionej nowotworowo komórki wyrósł guz o średnicy 1 cm, musi upłynąć nawet od pięciu do siedmiu lat.

Jednak przerzuty nowotworu przez krew do odległych narządów mogą zachodzić już w najwcześniejszych etapach choroby.

- U części chorych przyczyną niepowodzeń leczenia jest właśnie to, że guz zdążył rozsiać się jeszcze przed operacją - mówi dr Pieńkowski. Wymyślono więc leki, które zabijają dzielące się komórki. Ponieważ cechą charakterystyczną komórek rakowych są nieustanne podziały, taka chemioterapia skutecznie niszczy nowotwór, ale ginie też część aktywnie dzielących się komórek, wśród nich komórki szpiku kostnego - producenci broniących naszego organizmu białych krwinek. Wtedy pacjenci są bardziej podatni na wszelkie infekcje - nawet te niegroźne dla osób zdrowych mogą zagrażać ich życiu.

U osób leczonych cytostatykami (lekami blokującymi podziały komórek), trzeba podać antybiotyk nawet przy błahych objawach infekcji bakteryjnej. Przy leczeniu cytostatykami cierpią wszystkie komórki naszego ciała. Powikłaniem chemioterapii bywają krwawienia - z nosa, dziąseł, dróg rodnych, do mózgu, z błony śluzowej żołądka. Wypadają włosy. Skutkiem ubocznym cytostatyków są też wymioty, zaburzenia apetytu, smaku.

Na szczęście medycyna ma w swoim arsenale także precyzyjniejsze rodzaje broni. Komórki nowotworowe, jak większość prawidłowych komórek, potrzebują do wzrostu pewnych hormonów, estrogenów i gestagenów - twierdzi dr Pieńkowski. Ponad trzydzieści lat temu znaleziono lek - tamoksyfen - który uniemożliwia zaopatrzenie komórek w te hormony. Nowotworowe tracą na tym najbardziej: pozbawione wpływu estrogenów nie mogą się dzielić. Niestety nie każdy typ raka piersi jest wrażliwy na tamoksyfen.

Leczenie pooperacyjne najczęściej jest połączeniem kilku metod. Lekarz indywidualnie dobiera terapię w zależności od zaawansowania choroby, wielkości guza i jego położenia w piersi, stanu węzłów chłonnych, typu raka, obecności receptorów hormonalnych.


Nadal nieodzowne jest chirurgiczne usunięcie guza. Ale nie zawsze trzeba usuwać całą pierś - czasem wystarczy tzw. operacja oszczędzająca, kiedy wycina się tylko guz wraz z marginesem otaczających go zdrowych tkanek. Mimo to amputacja całej piersi nadal jest najczęściej stosowaną metodą, ponieważ większość pacjentek zgłasza się do leczenia, kiedy rak jest już bardzo zaawansowany. Potem prawie zawsze stosuje się chemioterapię (cytostatyki lub tamoksyfen albo oba typy leków łącznie), czyli podaje leki działające na cały organizm.

W Polsce tylko od dziesięciu do dwunastu procent, czyli około tysiąca dwustu kobiet rocznie kwalifikuje się do leczenia oszczędzającego. A leczonych w ten sposób jest jeszcze mniej między inny- mi dlatego, że nie trafiają do dobrze wyposażonych ośrodków. Podczas leczenia oszczędzającego pacjentka musi być bowiem napromieniana.

Niestety, niektóre chore, by poddać się radioterapii, muszą przemierzać nawet od stu do dwustu kilometrów do najbliższego ośrodka, który takim sprzętem dysponuje.

- Nie wszystkie pacjentki chcą być leczone oszczędzająco. Część (30-40 proc.) uważa, że lepiej usunąć całą pierś - mówi dr Pieńkowski.

Przyszłość onkologii leży w coraz precyzyjniejszej walce z wrogiem. Ideałem byłoby unieszkodliwienie wszystkich komórek raka w dowolnym miejscu ciała, nie uszkadzając przy tym ani jednej zdrowej, pożytecznej komórki. Jedną z dróg do tego celu jest coraz lepsza diagnostyka, polegająca m.in. na prawidłowej ocenie, czy przed operacją doszło do nawet minimalnego rozsiewu chorych komórek (mikroprzerzutów). To pozwoliłoby wycinać tylko konieczne minimum tkanki i decydowałoby o tym, w jakim stopniu trzeba potem zastosować agresywne leczenie (chemioterapię, radioterapię).

Wspaniale byłoby znaleźć także leki, które nie szkodzą komórkom zdrowym. Mamy już taki lek - to trastuzumab (Herceptin). Działa on wyłącznie na komórki rakowe, blokując w nich tzw. receptory CRB2. Dlatego nie ma szkodliwych działań ubocznych (wymiotów, wypadania włosów, nie zwiększa ryzyka infekcji). Jednak receptory CRB2 są obecne w komórkach nowotworowych tylko u 30 proc. pacjentek cierpiących na raka piersi. Lek jest już zarejestrowany w USA, w Polsce leczy się nim pacjentów w ramach badań klinicznych.

- Jeśli trastuzumab skojarzy się z klasycznymi cytostatykami, można uzyskać cofnięcie objawów choroby nawet u 70 proc. chorych. To o wiele lepszy wynik niż przy samodzielnym ich podawaniu - mówi dr Pieńkowski.

Wprowadzenie leków niszczących pojedyncze komórki raka oraz leków, które niszczą guz blokując mu dostęp do substancji odżywczych, to kwestia najbliższych kilku lat. Miesięczny koszt leczenia trastuzumabem będzie zbliżony do kosztów leczenia dostępnymi dziś cytostatykami (ok. 30 tys. złotych). Skąd wziąć na to pieniądze?


Dobrze wiedzieć
o sukcesie terapii w 90 proc. decyduje wczesne wykrycie nowotworu;

możliwe jest leczenie mniej okaleczające, po którym kobiety mogą nawet karmić piersią;

nie u wszystkich chorych trzeba stosować agresywną chemioterapię;

po leczeniu kobiety mogą zachodzić w ciążę i rodzić dzieci;

naukowcy pracują nad coraz skuteczniejszymi sposobami łączenia dostępnych już metod.


Agnieszka Fedorczyk
powrót
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady